FIFAnet na stadionie #4 Manchester United – Chelsea

Ilu z Was marzyło, żeby pojechać na mecz ukochanej drużyny? Ja również zaliczałem się do tego grona. To było coś, co musiało się prędzej czy później wydarzyć, ale nie przypuszczałem, że mój debiutancki wyjazd na Old Trafford przypadnie na tak szlagierowy mecz. Dzięki Football Expeditions – Zabiorę Cię na mecz  to marzenie się spełniło. Co przeżyłem i co widziałem? Zapraszam do lektury.

Lecieliśmy z lotniska Warszawa – Modlin do Liverpoolu. Stamtąd taksówką przemieściliśmy się prosto pod Old Trafford. Mieliśmy jeszcze trochę czasu do wejścia na zwiedzanie stadionu, więc poszliśmy coś zjeść do Bishop Blaize, pubu kibiców Man United, gdzie próżno szukać miejsca w dzień meczowy, w każdy inny w sumie też. Byliśmy tam w piątek po godzinie 14:00, a już ponad połowa miejsc okazała się zajęta. Jedzenie było bardzo dobre, jak na angielskie warunki. Każdy kibic United musi wstąpić do tego miejsca.

Bishop Blaize od środka

Pomnik Sir Alexa Fergusona

Old Trafford z zewnątrz

Później udaliśmy się na tour po stadionie i zwiedzanie klubowego muzeum. Wiedziałem, że jest to spory obiekt, ale na żywo robi to piorunujące wrażenie. Zaczęliśmy od wejścia na Sir Alex Ferguson Stand, przewodniczka opowiadała nam o stadionie i jego historii. Podczas zwiedzania wchodziliśmy na stadion z kilku miejsc, m.in.  z loży VIP czy z tunelu, którym wychodzą zawodnicy. Można było oczywiście zasiąść na ławkach rezerwowych. Przez moment poczułem się jak Jose Mourinho i wcale nie chciałem zaparkować autobusu, jak często ma w zwyczaju. Weszliśmy również do sali konferencyjnej, gdzie odbywają się przedmeczowe i pomeczowe konferencje prasowe oraz nowi zawodnicy podpisują kontrakty. Następnym przystankiem była szatnia zawodników, fajnie było poczuć się jak piłkarz Czerwonych Diabłów.

 

Widok z wysokości murawy

Po zwiedzaniu stadionu przyszedł czas na klubowe muzeum. Pokój z trofeami robi ogromne wrażenie. Człowiek nawet nie jest w stanie tego wszystkiego policzyć. Nie mogło zabraknąć The Treble z 1999 i pucharu Ligi Mistrzów z 2008 roku. O klubowym muzeum można rozpisywać się w nieskończoność, podobnie jak o zdjęciach.

 

The Treble zdobyte w 1999 roku.

Przejdźmy może do dnia drugiego, w którym zwiedzaliśmy miastoOdwiedziliśmy Muzeum Piłki Nożnej, gdzie główną atrakcją była możliwość dotknięcia (ogromna szkoda, że nie podniesienia) oryginalnego pucharu Premier League z 1994 roku oraz repliki Pucharu Ligi Angielskiej. Oryginał znajdował się już w Londynie z uwagi na finał między Manchesterem City a Arsenalem. Obowiązkowo zawitaliśmy do obozu wroga, na Emptyhad Etihad Stadium (ciekawostka. Etihad po arabsku znaczy United), ale nie było to szczególną niespodzianką, że było tam pusto.

Puchar Ligi Angielskiej (z lewej) oraz puchar Premier League (z prawej)

Kibice docierają na stadion

Dobra, czas opisać główną atrakcję całego wyjazdu, oczywiście ligowy szlagier przeciwko londyńskiej Chelsea. Na stadion weszliśmy nieco ponad godzinę przed meczem. Kolejek jeszcze wtedy nie było, więc na swoje miejsca dotarliśmy szybko i bez problemu. Grupa była rozproszona po stadionie, a my mieliśmy bardzo dobrą widoczność, siedząc na East End. Kiedy działa się jakaś podbramkowa akcja, to trzeba było szybko zrywać się z miejsc, aby coś zobaczyć. Normalka przy takich miejscach. Siedzieliśmy nad sektorem wyjazdowym, w którym zasiadali kibice Chelsea, i oczywiście nie obyło się bez standardowej „wymiany uprzejmości”.

 

Taki miałem widok z mojego miejsca

Cóż mogę napisać o samym meczu? Pierwsza połowa, klasycznie: w pierwszych minutach oddanie inicjatywy. Poprzeczka po „strzało-obronie” Smallinga i fantastyczna obrona De Gei już na początku spotkania. Później walka w środku pola do około 20 minuty. Następnie dwie akcje United, za chwilę strzał Chelsea, pech Sancheza i akcja bramkowa Chelsea. To było bardzo intensywne 10 minut. Co nie zmienia faktu, że jeszcze bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że Smalling to żart i ja nie wiem, co on robi w tym klubie. Wróćmy jednak do przyjemnej rzeczy. Po koronkowej akcji United, kiedy Lukaku wyrównał, to cały stadion oszalał. Dosłownie. Byłem na kilku koncertach metalowych i szczerze powiem, że poziom decybeli mógłby spokojnie konkurować. Gardło zdarte, ale warto, oj warto!

United przez pierwszy kwadrans drugiej połowy nie stworzyli zagrożenia i sam nie wiedziałem, co może się stać. Nie było to na pewno standardowe murowanie bramki. W 67′, kiedy po podaniu Sancheza do Lukaku, po strzale nożycami piłka przeleciała kilka centymetrów nad poprzeczką obroniona przez Courtois, większość widziała piłkę w siatce. Gdyby to siadło… Co to by się działo. Dosłownie chwilę później David De Gea postanowił podnieść ciśnienie wszystkim na stadionie. Udało mi się nawet to nagrać. Proszę Cię Dave, nie rób mi takich rzeczy.

Teraz, niczym w „English Breakfast” czas na ciekawostkę. Przed meczem kilka osób rozdawało wydrukowaną kartkę ze zdjęciem i podpisem Jessiego Lingarda. Pomyślałem sobie od razu, że on coś porobi w tym meczu. W końcu to nasz Jesse. Kto wszedł po godzinie? Kto strzelił bramkę? Jak ten stadion odleciał. Co tam się działo. No nie do opisania żadnymi słowami.

Pod koniec meczu już każdy chciał stać. Szczerze? Nie rozumiem siedzenia na stadionie. Jak się stoi to wszystko widać, nikt nikomu nie zasłania. Jest luźniej, niż jak się siedzi. Stewardzi kazali nam siadać. No trudno. Wynik 2:1 dojechał do końca. Jakieś 2-3 minuty po zejściu zawodników z murawy na płytę boiska wjechały kosiarki. Dbanie o porządek i jakość zielonego dywanu 10/10. Zostaliśmy jeszcze na trybunach kilka dobrych minut po tym wszystkim. Niestety, już stewardzi zaczęli nas powoli kierować do wyjść. Po wyjściu ze stadionu poszliśmy coś zjeść i niedługo potem pojechaliśmy do Liverpoolu, gdzie mieliśmy ostatni nocleg w Anglii przed powrotem do Polski. Zwiedziliśmy Miasto Beatlesów nocą, później oczywiście wróciliśmy na kwaterę i grzecznie poszliśmy spać 🙂

Kończąc kolejny wyjazdowy wpis,  chcę jeszcze raz podziękować Łukaszowi z Football Expeditions – Zabiorę Cię na mecz. Profesjonalna robota, super podejście, najlepszy weekend w moim życiu. Każdemu życzę tak fajnejekipy wyjazdowej, z jaką miałem przyjemność to wszystko przeżyć. Spełniło się moje największe, dziecięce wręcz marzenie. Łukasz, Artur, Ola, Piotrek, Kuba, Tomek! Dziękuję Wam wszystkim razem i każdemu z osobna. Do zobaczenia na następnym wyjeździe 🙂

 

Spodobał Ci się wpis? Oceń!

Kliknij na gwiazdkę!

Średnia ocena 0 / 5. Głosów: 0

Brak głosów! Bądź pierwszą osobą, która oceni wpis!

Szybkie udostępnianie...

Zobacz także...

Wiluś

Lubię wszystko co związane z militariami i sportami walki, wszystkim co ostre. Od najmłodszych lat bronię dostępu do swojej bramki. W FIFIE oczywiście to się nie zmienia, jedyny tryb w jaki gram to Wirtualne Kluby. Gram głównie w gry sportowe, symulatory i wyścigi, omijam gry typu fantasy. Jestem kibicem Manchesteru United.

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz